Dylemat mass mediów
20 kwietnia 2012Na pierwszych stronach gazet na całym świecie czytelnicy oglądali to samo zdjęcie: Breivika z pięścią uniesioną w faszystowskim pozdrowieniu. Zdjęcie to było dosłownie wszędzie, tak że nawet gdy jakaś redakcja zdecydowała się go nie publikować, ludzie zobaczyli je z pewnością gdzieś indziej - zaznacza naukowiec zajmujący się procesami komunikacji Christian Schicha. Ale słuszne jest już problematyzowanie i dyskutowanie o tym dylemacie - zaznacza.
Z umiarem i rozwagą
Eksperci zgodni są co do tego, że relacje z procesu w Oslo są konieczne. Jest to jakby nie było przyjęte przez prawo postępowanie w przypadku wyjątkowo ciężkiego przestępstwa na tle skrajnie prawicowym i towarzyszy mu żywe zainteresowanie opinii publicznej. "Jest to potworne wydarzenie i trzeba o nim donosić. Trzeba też mówić o tym, co popchnęło tego człowieka do tych czynów", uważa Hajo Funke z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie. Jego zdaniem relacje dziennikarzy powinny być umiarkowane i restryktywne. Podobnego zdania jest ekspert w dziedzinie etyki Alexander Filipovic z uniwersytetu w Monastyrze (Münster), nawołujący do umiarkowania. "Należy do minimum ograniczyć wszelkie kwestie dotyczące jego osoby i donosić możliwie sucho i zwięźle, o czym jest mowa na procesie".
Bez żadnych wyjątków
Wstrzymanie doniesień dziennikarskich w przypadku Breivika nadałoby temu procesowi wyjątkowego charakteru: o wszystkich procesach się mówi i pisze, a o Breiviku nie. To mogłoby stać się tylko wodą na jego młyny i pomogło w kreowaniu jakiegoś mitu. Za to relacje prasowe, nacechowane wrażliwością, porządkujące fakty pokazują, że wobec Breivika, gardzącego ludźmi zbrodniarza, obowiązują te same standardy państwa prawa jak wobec wszystkich ludzi. "Nieodpowiedzialne byłoby nierelacjonowanie tego procesu", uważa Christian Schicha.
Fascynacja złem
Jednak forma relacji z procesu w Oslo spotkała się z poważną krytyką. Podczas gdy pierwszy dzień procesu rejestrowany był na żywo i transmitowany - co w Niemczech nota bene byłoby niedopuszczalne - następne dni rozprawy nie miały już takiego echa w mediach. Niektóre norweskie dzienniki i portale internetowe zrezygnowały wręcz całkowicie z relacji z rozprawy ze względu na ofiary i ich rodziny.
Pomimo tego w Niemczech nie cichnä głosy krytyki, że forma i rozmiary, jakie przybrały relacje są "wręcz nie do zniesienia" - jak brzmi zarzut ze strony sekretarza stanu w ministerstwie gospodarki RFN Hansa-Joachima Otto (FDP). Neutralne relacje w niektórych przypadkach ustępowały miejsca doniesieniom "przepełnionym wstrętem, ale i nie wolnym od fascynacji", zaznacza Otto, kierujący komisją Wolnych Demokratów ds. internetu i mediów.
Uwaga na ofiary!
W porównaniu ze zbrodniarzem ofiary zeszły na dalszy plan - to kolejny zarzut w krytycznej dyskusji w Niemczech. Niemiecki Związek Dziennikarzy wskazuje w tym kontekście na zawodowy kodeks dziennikarzy, mówiący że granicę relacji o nieszczęśliwych wypadkach i katastrofach musi wyznaczać respekt wobec cierpienia ofiar i uczuć ich rodzin. Osoby dotknięte nieszczęściem nie mogą stać się po raz drugi ofiarą - stanowi kodeks prasowy.
Przewodniczący Niemieckiego Związku Dziennikarzy Michael Konken ma zastrzeżenia, że "jeżeli dziennikarze poświęcają tak dużo miejsca wywodom oskarżonego, jak on sobie tego życzy, na dalszy plan schodzi cała potworność jego czynów". A to nie powinno mieć w żadnym przypadku miejsca. Konieczne jest utrzymanie równowagi pomiędzy zadaniem dziennikarzy a ochroną ofiar. "Dziennikarze nie powinni dać z siebie zrobić mimowolnych pomocników Breivika" - dodaje Konken.
Daphne Gratewohl / Małgorzata Matzke
red.odp.: Bartosz Dudek