1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Dwie twarze premiera Czech, czyli kiedy imigrant przeszkadza

4 lutego 2019

Czeski premier i miliarder Andrej Babisz od lat już podżega nastroje przeciwko migrantom. Jako siła robocza mu nie przeszkadzają.

https://p.dw.com/p/3Ce66
Van Ga Nguyen miał nadzieję na poprawienie sobie bytu przez pracę w Czechach
Van Ga Nguyen miał nadzieję na poprawienie sobie bytu przez pracę w CzechachZdjęcie: DW/Keno Verseck

Na północnym wschodzie Czech, w małym miasteczku hula lodowaty wiatr. Jedyna restauracja jest zamknięta, czyli na spotkanie pozostaje tylko stacja kolejowa. Nasza rozmowa musi odbyć się tutaj, bo kumple z hotelu robotniczego nie mogą się dowiedzieć, że chodzi o spotkanie z dziennikarzem. W dworcowej poczekalni też jest zimno, ale kiedy pracownik dworca zamyka i ją, pozostaje już tylko ławka na dworze.

Mężczyzna, który przyszedł na spotkanie, nie jest za ciepło ubrany. Co i raz kuli głowę w ramionach, bo jest mu zimno.

Mężczyzna, powiedzmy, że nazywa się Van Ga Nguyen, ma 36 lat. Pochodzi z północnego Wietnamu. Jak tysiące swoich pobratymców szukał szczęścia jako gastarbeiter w Czechach, by poprawić sobie nieco byt, pracując gdzieś w Europie.

Jak opowiada, zapłacił 14 tys. dolarów USA wietnamskiemu pośrednikowi, który miał mu pomóc w pokonaniu biurokratycznych przeszkód. Na koniec kilkumiesięcznej procedury wylądował w jednej z czeskich fabryk drobiu. Inaczej niż mu obiecywano, dostał pracę przy uboju kurcząt za stawkę niższą niż ustawowa płaca w Czechach.

Fabryka Vodanska in Mirovicach
Fabryka Vodanska in MirovicachZdjęcie: DW/Keno Verseck

Podwójna gra premiera

Fabryka w Mirovicach ok. 80 km na południowy zachód od Pragi jest częścią biznesowego imperium zbudowanego przez obecnego premiera Czech Andreja Babisza, miliardera i populistycznego polityka, który publicznie trąbi, jak bardzo przeciwny jest migracji i nielegalnym imigrantom. Podżeganie niechęci wobec uchodźców przysporzyło mu w czasie ostatnich wyborów wielu głosów. Lecz w fabrykach holdingu Agrofert, robiącego miliardowe obroty, zatrudnia się jednak wielu gastarbeiterów z krajów spoza Unii Europejskiej: Wietnamu, Ukrainy i Mongolii. Babisz nie jest już formalnie właścicielem Agrofertu. W 2017 roku oddał firmę w zarząd funduszom powierniczym. Ale nie brakuje oskarżeń, że nadal nią kieruje - z tylnego fotela. Bez pracowników z zagranicy Agrofertowi doskwierałby jeszcze większy brak rąk do pracy. Płaci się im głodowe stawki, większość przybyła do Czech na bardzo niejasnych warunkach.

Tak jak właśnie Van Ga Nguyen, który z zawodu jest spawaczem. Jest żonaty, w Wietnamie ma dwoje małych dzieci. Chciał przyjechać do Europy, żeby przez kilka lat zarobić trochę pieniędzy. Po powrocie chciał otworzyć jakiś sklepik. Skontaktował się z pośrednikiem, który obiecywał mu lekką pracę w fabryce drobiu za tysiąc dolarów miesięcznie – opowiada. Ta suma to mniej więcej pięciokrotność przeciętnych wietnamskich zarobków. W Wietnamie niemożliwe jest właściwie dostanie wizy z zezwoleniem na pracę bez pośrednika, który każe sobie za to słono zapłacić. 14 tys. dolarów musiał zapłacić w ratach; pieniądze zdobył biorąc kredyt w banku i dając pod zastaw swój własny dom. Na początku roku 2016 pośrednik poinformował go, że ma rozmowę w czeskiej ambasadzie. Pytania pracownika konsularnego znał już z góry i potem bardzo szybko dostał dokumenty.

W tym baraku mieszkają wietnamscy robotnicy
W tym baraku mieszkają wietnamscy robotnicyZdjęcie: DW/Keno Verseck

Kaczki na taśmie

W kwietniu 2016 zaczął pracować w fabryce drobiu Vodnanska w Mirovicach i był jednym z ogółem 40 Wietnamczyków, których wtedy tam zatrudniono. O fabryce Vodnanska od lat już pisze czeska prasa ze względu na złe warunki pracy i rzekome nielegalne zatrudnienie. Także Nguyen może to poświadczyć. Postawiono go na początku linii produkcyjnej i codziennie podczas zmiany musiał na hakach wieszać żywe kaczki albo już ubite kurczaki. To była brudna praca, lała się krew, było bardzo niehigieniczne i była źle płatna – skarży się Wietnamczyk. Potajemnie robił nagrania wideo z uboju, w których posiadaniu jest Deutsche Welle. Potwierdzają tylko jego opowiadanie.

Miesięcznie otrzymywał 550 euro – wówczas było to nieco więcej niż czeska płaca minimalna. Po roku złożył wymówienie – bezskutecznie domagał się podwyżki zarobków. W fabryce tej z początkowo 40 Wietnamczyków pozostało już tylko 16.

Rekonesans Deutsche Welle w Mirovicach w grudniu 2018 potwierdza opowieści Nguyena. Samej fabryki nie można co prawda obejrzeć, ale można porozmawiać z ludźmi.

Sto euro za mieszkanie w ruderze

Obok Wietnamczyków i Mongołów pracują tam także ludzie z Ukrainy i Rumunii. Część zagranicznych pracowników mieszka w obskurnym baraku fabrycznym, tuż za zakładem. Budynek jest obłożony płytami pilśniowymi, na podłodze leży linoleum, w pokojach, gdzie mieszkają robotnicy, są pojedyncze szyby. Wspólna kuchnia, wspólne toalety – wszystko sprawia bardzo nieprzyjazne i zaniedbane wrażeniem.

Podobnie wygląda leżący nieco dalej budynek mieszkalny na terenie nieczynnej fabryki, należącej również do holdingu Agrofert. W dwupokojowym mieszkaniu gnieździ się 10 Wietnamczyków. Ich relacje pokrywają się z tym, co opowiadał Nguyen. Zarabiają w przeliczeniu niecałe 600 euro, pracując miesięcznie około 200 godzin. Żaden z nich nie ma umowy o pracę na piśmie, za mieszkanie w ruderze każdy płaci prawie 100 euro. W ten sposób holding czerpie dodatkowe zyski z wynajmu mieszkań, które nigdy nie znalazłyby chętnych na regularnym rynku.

Warunki pracy i życia mieszkańców stoją w jawnej sprzeczności z ciągłymi zapewnieniami Babisza, jak bardzo na sercu leżą mu dobre warunki pracy.

Barak wygląda względnie, ale jest zimny
Barak wygląda względnie, ale jest zimnyZdjęcie: DW/Keno Verseck

Niejasna linia polityczna

Babisz od lat już jest na celowniku krytyki w Czechach. Jak wynika z orzeczenia sądu, był on kiedyś pracownikiem czechosłowackiej specsłużby i na początku lat 90-tych, w dość niejasnych okolicznościach, stał się właścicielem holdingu Agrofert, do którego w międzyczasie należy też kilka dużych niemieckich firm, między innymi fabryka nawozów sztucznych Piestritz. Jest on do tej pory największym czeskim beneficjentem subwencji unijnych. Już od dłuższego czasu w sprawie Babisza toczy się śledztwo ze względu na podejrzenie konfliktu interesów i oszustw z subwencjami. Aby uchylić się od zarzutu konfliktu interesów Babisz przekształcił swoje imperium w roku 2017 w fundusz powierniczy, gdzie w radzie nadzorczej zasiadła jego żona. W tamtym czasie był on ministrem finansów.

Deutsche Welle nie uzyskała odpowiedzi ani od czeskiego premiera, ani z jego kancelarii na zapytanie o sposób, w jaki wietnamscy robotnicy są rekrutowani do pracy, czy o warunki panujące w mirowickiej fabryce. Rzecznik Agrofertu Jan Pavlu pytania Deutsche Welle skwitował jedynie uwagą, że są one „bardzo impertynenckie i uwłaczające godności”, ponieważ holding przestrzega wszystkich przepisów. Zagraniczni pracownicy zatrudniani są na tych samych warunkach co Czesi. Wszyscy mają umowy o pracę na piśmie – twierdzi Pavlu, zaprzeczając, że Agrofert przy pomocy pośredników celowo rekrutuje pracowników za granicą. Jak przebiega ta rekrutacja, niestety nie wyjaśnił.

Rzecznik czeskiego MSZ odpowiedział na zapytanie Deutsche Welle, że nie posiada żadnych informacji o przypadkach korupcji w procedurze przyznawania czeskich wiz do pracy. Nie ma mowy także o tym, żeby  dyplomaci czy urzędnicy konsularni uczestniczyli w takim procederze. Od lata 2018 wstrzymano jednak program wiz do pracy na pracę dla Wietnamczyków „ze względów narodowego bezpieczeństwa” – jak powiedziano, nie wyjaśniając bliżej tego określenia.

Na normalnym rynku nie byłoby chętnych na mieszkania w tym domu
Na normalnym rynku nie byłoby chętnych na mieszkania w tym domuZdjęcie: DW/Keno Verseck

Ucieczka w nielegalność

Od czasu kiedy Nguyen stracił pracę, przebywa w Czechach nielegalnie, ponieważ jego 2-letnia wiza do pracy, jak jest to w zwyczaju, przy rekrutacji była powiązana z konkretnym miejscem pracy. Teraz pracuję na czarno w firmie budowlanej w małej miejscowości w północno-wschodnich Czechach, gdzie doszło do naszego spotkania. Ma jeszcze około 10 tys. dolarów długu. Jak przyznaje, w międzyczasie żałuję bardzo, że przyjechał do Czech, ale nie może też wrócić do Wietnamu. Tam nigdy nie udałoby mu się zarobić tyle, żeby móc spłacić długi. Teraz będzie próbował znaleźć legalną pracę na Węgrzech lub Bułgarii. Czy znowu z pomocą pośrednika? – Tak – mówi zrezygnowany. Ile będzie go to kosztowało? – 12 tys. dolarów. Nguyen wbija wzrok w ziemię i jeszcze głębiej chowa głowę w ramiona, bo dmucha tak lodowaty wiatr.