Dobra współpraca, zła biurokracja: Polsko-niemieckie pogranicze po wejściu do Schengen
12 września 2008Lokalni politycy i przedstawiciele administracji na co dzień znają problemy związane z funkcjonowaniem regionu przygranicznego. Są pewni jednego: znacznie lepiej układałyby się też stosunki polsko-niemieckie, gdyby uświadamiali je sobie także politycy w najwyższych kręgach, w Warszawie, Berlinie i Brukseli.
- "Region przygraniczny jest bowiem czujnikiem, obszarem, w którym koncentrują się problemy tych stosunków. Dlatego trzeba o nich mówić otwarcie, bez fałszywego oszczędzania drugiej strony, inaczej hamują one wzajemny rozwój - uważa Martin Patzelt, nadburmistrz Frankfurtu nad Odrą.
Takim problemem jest na przykład rynek pracy. Już w chwili wejścia Polski do Unii Europejskiej burmistrzowie miast po obu stronach Odry i Nysy Łużyckiej apelowali do rządów Polski i Niemiec, by te porozumiały się w sprawie zniesienia ograniczeń na rynku pracy. Już wtedy restrykcje przynosiły bowiem regionowi więcej szkody, niż pożytku. Urszula Berlińska, dyrektor szczecińskiego Wydziału Rozwoju I Promocji Miasta, wspomina wielokrotne rozmowy z burmistrzami miasteczek po niemieckiej stronie, którzy podzielali jej opinię, że otwarcie niemieckiego rynku pracy dla Polaków wzmocniłoby cały region.
- "My też z punktu widzenia Szczecina jako przyszłej metropolii, śmiem twierdzić metropolii transgranicznej, jedynej w Polsce, ponieważ to miasto leży po obydwu stronach granicy; my też inaczej patrzymy na tych naszych malutkich partnerów. Nie tak dawno, kilka lat temu Szczecin patrzył na zasadzie „ach tam, gdzie będzie Szczecin z takim małym Pasewalk albo z kimkolwiek rozmawiał”. A teraz wiemy, że jest obszar wzajemnego oddziaływania, że stanowimy jeden region i że na tym partnerstwie obydwie strony mogą zyskać" - mówi.
Przekraczamy granice
Dlatego niedawno Szczecin podpisał z trzema niemieckim miastami – Pasewalk, Anklam i Prenzlau wspólną ofertę inwestycyjną, tzw. „PAPS – przekraczamy granice”. Zasada jest prosta – Szczecin da wykształconych fachowców, Niemcy tereny inwestycyjne.
To jest ten pozytywny rozwój – coraz bardziej ścisła współpraca regionalna, o której rozmawiali także na niedawnym spotkaniu członkowie komitetu polsko-niemieckiej komisji międzyrządowej ds. współpracy regionalnej i przygranicznej. Hamują ją jednak tak podstawowe braki, jak choćby połączenia kolejowe. - "To skandaliczne, żeby na przejazd z Berlina do Wrocławia i odwrotnie trzeba było 5 czy 6 godzin. Trasa do Szczecina po polskiej stronie ciągle jest jednotorowa. To są rzeczy, które muszą być zrobione. Ale widzę ogromny wysiłek Polski, cieszy budowa ostatniego odcinka autostrady A2 między Berlinem a Warszawą. To jest efekt obecności Polski w Schengen, ale też faktu, że Polska w pełni może korzystać teraz ze środków unijnych, które nam stoją do dyspozycji już od dawna. Musimy myśleć jednak przede wszystkim transgranicznie, kategoriami regionalnymi. Funkcjonuje to z Holandią, z Francją, będzie więc funkcjonowało też z Polską - mówił Deutsche Welle krótko po tym spotkaniu Gerd Harms, pełnomocnik rządu Brandenburgii ds. federalnych i europejskich.
Szkodliwa biurokracja
Władze regionów przygranicznych bardzo życzyłyby sobie jednak większej możliwości szybkiego reagowania na bieżące problemy, bez potrzeby odwoływania się za każdym razem do Berlina czy Warszawy. Przykładem jest tu współpraca urzędów skarbowych Wolgast i Świnoujścia. -"Urzędy oddalone 50 km od siebie nie mogą wykorzystywać informacji podatkowej pomiędzy sobą, tylko muszą stosować procedurę wielomiesięczną, zapytywania swoich jednostek centralnych, czy ministerstwa finansów po jednej i po drugiej stronie. Po kilku miesiącach, kiedy przychodzi zgoda na wykorzystanie tej informacji, sprawa nie ma już miejsca, już przedsiębiorca jest daleko. To powoduje stratę dla tego regionu, bo to jest nieefektywne i nieprawidłowe zarządzanie" - mówi Julita Miłosz, dyrektor Wydziału Współpracy Międzynarodowej Urzędu Marszałkowskiego Województwa Zachodniopomorskiego:
Głównym życzeniem pogranicza i to po obydwu stronach jest zatem możliwość szybkiego działania, i to jak najbardziej samodzielnie, bez oglądania się na decydentów w mniej lub bardziej odległych stolicach.