BND szpiegował dziennikarzy --- Jak powiedzie się Kurtowi Beckowi?
14 maja 2006Niemiecki wywiad BND znów znalazł się pod naciskiem opinii publicznej po tym, gdy wyszło na jaw, że w latach 90. inwigilował dziennikarzy, prześwietlał ich życie prywatne i szukał sprzymierzeńców w szeregach kolegiów redakcyjnych. Tagesspiegel z Berlina twierdzi, że sprawa ta jest podwójnie nieprzyjemna. Z jednej strony przerażające jest, że w niewyobrażalnym jak dotąd stopniu inwigilacji poddawani byli redaktorzy. Z drugiej – żenująca jest rola niektórych dziennikarzy, którzy oferowali BND informacje o kolegach czy pozwalali się w ogóle przesłuchiwać. To wynika w każdym razie z raportu dochodzeniowego, jaki byly sędzia trybunału Schaefer przedstawil parlementarnemu gremium kontrolnemu. Ale tam raport ten nie powinien pozostać. Opinia publiczna ma prawo dowiedzieć się, jak niemiecka służba wywiadowcza dworuje sobie z wolności prasy – twierdzi berlińska gazeta.
Czy to naprawdę aż działalność zagrażająca porządkowi konsytucyjnemu skłoniła niemiecką służbę wywiadowczą do inwigilacji i przekupywania dziennikarzy?- zastanawia się Frankfurter Allgemeine Zeitung. Czy w latach 90. nadgorliwi w pogoni za informacjami wymknęli się spod kontroli gremium kontrolnego służb wywiadowczych czyli Urząd Kanclerski- czy co gorsze- Urząd ten w ogóle o tym nie wiedział?
Z pewnością nie chodziło tu o kwestie bezpieczeństwa gdy urząd w Pullach starał się zrobić z dziennikarzy węszące psy.
Sueddeutsche Zeitung przypomina natomiast, że kiedy jesienią pojawiły się pierwsze podejrzenia, szef BND Hanning z oburzeniem je odrzucał i starał się o wyjaśnienie sprawy wewnątrz urzędu. Wszyscy dawali mu wiarę i nikt nie liczył się z tym, że w tamtym czasie proceder ten miał jeszcze miejsce. Nawet jeszcze wtedy urząd sam definiował, kto jest wrogiem a kto nie. Niestety samouzudrawiające siły tego urzędu nie wystarczają aby zapobiec takim wypaczeniom.-podkreśla Sueddeutsche Zeitung.
W niedzielę na nadzwyczajnym zjeździe partii SPD wybrany ma zostać nowy szef socjeldmokratów. Berlińska Tageszeitung pisze: Teraz będziemy mieli Kurta! Po Oskarze, Gerhardzie, Franzu i Matthiasie następną nadzieją SPD – już piątą od roku 1998 będzie premier rządu krajowego Nadrenii-Palatynatu Kurt Beck. Startuje on z dużym kredytem zaufania, bo im bardziej bezradna i rozproszona jest ta partia tym bardziej towarzysze są sklonni wszystkie nadzieje pokładać właśnie w przewodniczącym. Oczekiwania wobec niego są tak wysokie, że także i jemu może się nie powieść – tym bardziej, że był on awaryjnym rozwiązaniem po wewnątrzpartyjnym demontażu Franza Muenteferinga i osobistym fiasku Matthiasa Platzka.