1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Amerykański klezmer, który kocha Kraków

5 lipca 2011

Alex Jacobowitz w niczym nie przypomina ulicznego grajka, chociaż właśnie tak zarabia na życie. Wirtuoz i solista, amerykański potomek galicyjskich żydów, lubi określać się jako kontynuator klasycznej tradycji klezmerów

https://p.dw.com/p/11pUn
Zdjęcie: DW

Jak i oni, od 20 lat przemierza Europę, grając na ulicach Berlina, Monachium, Wiednia, Budapesztu czy Krakowa. Przemieszcza się z miasta do miasta samochodem z przyczepą, w której transportuje swoją marimbę - południowoamerykańską odmianę pięciooktawowego ksylofonu o sześćdziesięciu drewnianych sztabkach. Na ogół lato spędza w drodze po Europie, a zimę w Izraelu, gdzie w osiedlu Kiryat Arba koło Hebronu na Zachodnim Brzegu nadal mieszka jego żona i dziewięcioro dzieci. Na swą europejską bazę wybrał Berlin. „Ich bin ein Berliner“ – śmieje się i wyjaśnia: „Bo Berlin jest jakby krajem samym w sobie. Mam uczucie, że Berlin w poszukiwaniu swojej tożsamości wybiera multi-kulti: języki i religie, wschód i zachód, nowe i stare – wszystko razem. Być Berlińczykiem nie oznacza nic innego, jak tylko po prostu możliwość bycia tutaj. Tutaj rzadko kto pyta, skąd jestem, z jakiego kraju”.

Dlaczego gra na ulicy? Bo w sali koncertowej brakowało mu kontaktu z publicznością. „Człowiek stoi na scenie, kłania się, ma na sobie frak, ale wszystko ma swój ustalony porządek, nie wolno wykroczyć poza utarte ramy. A ja już zrozumiałem, czego chcę: kontaktu z ludźmi. I zauważyłem, że to jest możliwe tylko na ulicy.”

Naturalny talent

Deutschland Polen Musik Alex Jacobowitz in Berlin
Alex Jacobowitz w BerlinieZdjęcie: DW

Rychło okazało się, że ma naturalny talent przyciągania słuchaczy nie tylko dzięki wirtuozerskiej grze, ale też dzięki swobodnej rozmowie i ekspresyjnemu body language. W kolorowej jarmułce i z zawadiacko za uszy zarzuconymi skręconymi pejsami przyciąga nie tylko słuch, ale i wzrok. „Najpierw zbiera się garstka osób, potem jest ich już pięćdziesiąt, sto, sto pięćdziesiąt – ludzie śmieją się, pytają, kupują płyty, proszą o autograf, piękne dziewczyny rzucają ci klucze od mieszkania – to jest dynamiczny sposób uprawiania muzyki, coś, czego nie uczą w wyższej szkole muzycznej!”

Urodzony w 1960 r. w stanie Connecticut w nieortodoksyjnej rodzinie żydowskiej Jacobowitz ukończył w Nowym Yorku renomowaną Eastman School of Music. W poszukiwaniu swych korzeni osiadł w Borough Park - tradycyjnie żydowskiej części Brooklynu. Tam judaizm wciągnął go to do tego stopnia, że na początku lat 80. - już jako wierzący ortodoksyjny żyd - przeniósł się na stałe do Izraela, gdzie grał w orkiestrze symfonicznej.

Tam też po raz pierwszy usłyszał polskie brzmienie swego nazwiska po dziadku ze strony ojca, który w latach 20. wyemigrował z Galicji do USA: „ach, po prostu Jakubowicz! – stwierdził jakiś starszy pan z oczywistością. Od tej pory nie dawało mu to spokoju. Ciągnęło go do Europy. ”Bo ludzie noszą w sobie tę złożoną tożsamość, identyfikują się przez nią i mają silną potrzebę jej jednoznacznego określenia i nazwania.” Jacobowitz zawsze znajdował głęboki związek między muzyką i europejską kulturą, w której czuł się w domu, a judaizmem. „Nie potrafię oddzielić jednego od drugiego, dla mnie żydostwo jest nierozerwalnie związane z Europą i z kulturą europejską. Z językiem jidysz i z muzyką klezmerską.”

Droga do Polski

Deutschland Polen Musik Alex Jacobowitz CD-Cover
Okładka płyty Alexa JacobowitzaZdjęcie: Arte Nova

Do Europy przyjechał w 1991 roku, mając już na koncie sukcesy w Nowym Yorku i w Izraelu. Zaczął od Budapesztu. Chciał zostać jeden wieczór, został cztery miesiące… Potem odwiedził Wiedeń, wreszcie Monachium i Berlin. Ale droga do Polski zajęła mu jeszcze kilka lat: miał obawy, bo słyszał, że chodzenie w jarmułce nie jest tam zbyt mile widziane… „Najpierw musiałem to wszystko ogarnąć. Ale zrozumiałem, że żyjemy w XXI w. i że nasza tożsamość się zmienia. To, co kiedyś oznaczała polskość, jest czym innym, niż polskość dzisiaj”.

Ten pierwszy przyjazd do Krakowa na doroczny Festiwal Kultury żydowskiej okazał się przełomowym. „To było moje absolutnie pierwsze doświadczenie z tradycyjną żydowską muzyką klezmerską. A zafascynowało mnie słuchanie jej właśnie w Krakowie, w jej oryginalnym miejscu.” Ta początkowa fascynacja okazała się nie tylko trwała, ale i owocna.

Już dwa lata później Alex Janusz Makuch, dyrektor krakowskiego Festiwalu, po raz pierwszy zaprosił go, aby dał solowy występ podczas wielkiego finałowego koncertu na ulicy Szerokiej. Ale szczytowy moment nastąpił w 2004 r. „To było niewiarygodne! Miałem grać podczas koncertu finałowego ze wszystkimi największymi muzykami klezmerskimi świata! I właśnie podczas tego koncertu, poczułem się jak ptak uwolniony z klatki, zorientowałem się, że mogę wzbić się w powietrze. Do tej pory obracałem się tylko w kręgu muzyki klasycznej z nutami, z ustalonym porządkiem. A tutaj mogłem improwizować. Nagle byłem w samym środku, mogłem pójść na żywioł. A do tego ta cała sceneria, ten księżyc w pełni na niebie, te kamery telewizyjne i miliony ludzi, ta energia, która od tego szła – to było coś wspaniałego, tego nie zapomnę nigdy …”

„Było cymbalistów wielu …”

Jeszcze w szkole muzycznej Alex natknął się na postać Michała Józefa Guzikowa. Ten urodzony w 1806 r. i pochodzący ze Szkłowa na Białorusi chasydzki muzykant grywał początkowo na cymbałach w warszawskich kawiarniach i szynkarniach, z czasem zdobywając rozgłos jako wirtuoz ksylofonu, a ściślej - jego prototypu, udoskonalonej przez siebie starożytnej babilońskiej harmoniki słomkowej. Swymi fantazjami na tematy polskie i transkrypcjami arii operowych Guzikow do tego stopnia zawojował w latach 30. XIX wieku publiczność Wiednia, Berlina, Moskwy i Paryża, że kobiety z towarzystwa zaczęły nosić przed uszami skręcone loki na podobieństwo jego pejsów, zwane "coiffure á la Gusikow". Najprawdopodobniej właśnie postać Guzikowa była pierwowzorem mickiewiczowskiego Jankiela.

„Było cymbalistów wielu, ale żaden nie śmiał zagrać przy Jankielu”– tego cytatu po polsku Alex nauczył się w Krakowie w 2002 roku i lubi go powtarzać. Pana Tadeusza czytał w tłumaczeniu, a historia i postać Jankiela wywarły na nim ogromne wrażenie. Trudno nie zauważyć, że i Alex Jacobowitz kontynuuje tradycję gry Guzikowa/Jankiela. I to z powodzeniem! Gdziekolwiek ustawi swój instrument i zaczyna grać, natychmiast zbiera się wokół niego tłum słuchaczy. Każdy jego występ to przeżycie. Opowiada anegdoty, demonstruje, wyjaśnia. Ludzie to lubią, klaszczą, pytają o detale… „Poprzez muzykę staram się zbliżyć ludzi do siebie” – mówi Alex. Publicznie gra najchętniej muzykę klasyczną: Bacha, Vivaldiego, Mozarta i Beethovena, czy też klasyczną muzykę hiszpańską. „Ale kiedy chcę zagrać coś dla siebie, coś, co daje mi siłę, to gram muzykę klezmerską. I to nie byle jaką, ale taką, jaką gra się w Krakowie.”

„Kraków najlepszy na świecie

Deutschland Polen Musik Alex Jacobowitz in Berlin
Alex Jacobowitz kocha KrakówZdjęcie: DW

Już od dawna Kraków to dla Alexa nie tylko miasto pielgrzymki, ale coś w rodzaju dorocznej giełdy kontaktów: tam spotyka starych przyjaciół, zdobywa nowych, patrzy, jaką starą melodię ktoś na nowo zinterpretował, kto z kolegów nagrał nową CD, wymienia się płytami czy słucha nowych klezmerów, którzy zostali zaproszeni. Zdaniem Alexa na żadnym innym festiwalu w Europie nie dochodzi do głosu tyle nurtów kultury żydowskiej, co w Krakowie. „Pod tym względem Kraków jest najlepszy na świecie!”

Kiedy jest w mieście, najchętniej gra na krakowskim Rynku Głównym, pod pomnikiem Mickiewicza, albo na Kazimierzu, na ulicy Szerokiej. Jego ulubionym miejscem spotkań jest ogródek przed Klezmer Hojs, gdzie kelnerzy bez pytania podają mu jego ulubiony kugel – pieczoną babkę kartoflaną.

Do tej pory grał tylko w Krakowie. Ale w sierpniu ubiegłego roku po raz pierwszy dał koncert we Wrocławiu, w odnowionej synagodze pod Białym Bocianem. Wystąpił tam razem z Bente Kahan, podobnie jak on zachodnią artystką, która przyjechała do Polski. „Muzyka, jaką robimy jest sposobem na to, aby ludzie tutaj mogli odkryć na nowo tę starą kulturę. To jest dla nas ważne.” W tym roku ponownie planuje tam koncert, który odbędzie się 21 sierpnia.

Katarzyna Weintraub

red. odp. Bartosz Dudek