1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

30 lat banków żywności: łagodzić ubóstwo, ratować żywność

Lisa Hänel
21 lutego 2023

30 lat temu otwarto w Berlinie pierwszy bank żywności. Potrzebujący otrzymują tam jedzenie, którego nadwyżka powstała gdzie indziej. Pomysł, który narodził się spontanicznie, z biegiem lat nabrał wydźwięku politycznego.

https://p.dw.com/p/4NneI
Warzywa dla potrzebujących w banku żywności
Warzywa dla potrzebujących: z powodu wysokich cen żywności wiele osób jest zdanych na pomoc banków żywnościZdjęcie: Jens Büttner/dpa/picture alliance

Inspiracja nadeszła z USA. Członkini jednej z organizacji kobiecych w Berlinie przeczytała artykuł o wolontariuszach w Nowym Jorku, którzy przekazywali niesprzedaną żywność bezdomnym.

– Pomyślałyśmy wtedy: ok, my to też umiemy­. Chciałyśmy zapewnić im posiłki, na które inaczej nie mogą sobie pozwolić – wspomina Sabine Werth w rozmowie z DW.

30 lat temu założyła razem z koleżankami z Initiativgruppe Berliner Frauen pierwszy i wciąż największy bank żywności w Niemczech, który jest obecnie odrębnym zarejestrowanym stowarzyszeniem.

Pomysł zapewnienia pożywienia potrzebującym rozprzestrzeniał się błyskawicznie. Dziś w całych Niemczech jest 936 banków żywności. Duże sieci supermarketów raz lub dwa razy w tygodniu wieczorem dostarczają im swoje niesprzedane towary. Banki wówczas otwierają się dla ludzi, którzy najpierw muszą udowodnić swój status osoby potrzebującej na przykład zaświadczeniem z urzędu opieki społecznej, a potem mogą odebrać jabłka, wędliny i chleb.

Sabine Werth 30 lat temu, w początkach działalności banków żywności
Sabine Werth 30 lat temu, w początkach działalności banków żywnościZdjęcie: Berliner Tafel e.V.

– Realizujemy starą zasadę Robin Hooda. Zabieramy stamtąd, gdzie jest tego za dużo, i oddajemy tam, gdzie to jest potrzebne. Ale działamy legalnie – mówi pogodnym głosem Sabine Werth.

Większość osób korzystających z banków żywności to już od dawna nie tylko bezdomni. Takie instytucje są udogodnieniem przede wszystkim dla wielu samotnych rodziców, emerytów, którzy trudno wiążą koniec z końcem, oraz uchodźców. Jeśli ze skromnego miesięcznego budżetu uda się coś zaoszczędzić na jedzeniu, możliwe są inne wydatki; na zeszyt dla dziecka czy wyjście do kina.

Ubóstwo w Niemczech

Federacja banków żywności szacuje, że w ubiegłym roku odwiedziły je w Niemczech dwa miliony ludzi. To znacznie więcej, bo o około 50 procent, niż w roku poprzednim. Chociaż Niemcy są jednym z najbogatszych krajów świata, w 2022 roku zagrożonych lub bezpośrednio dotkniętych ubóstwem było 13,8 mln ludzi.

W przypadku Niemiec mówi się z reguły o względnym, a nie absolutnym ubóstwie, ponieważ ludzie bez pomocy nie są skazani na śmierć z głodu lub zimna. Jednak także w Niemczech ubóstwo oznacza brak partycypacji społecznej, głodne dni bez obiadu dla dzieci, niewyjeżdżanie na urlop i gorsze wykształcenie.

Sabine Werth w berlińskim banku żywności
Sabine Werth w berlińskim banku żywności, w którym pracuje obecnie ponad 2700 wolontariuszyZdjęcie: Berliner Tafel

Banki żywności zaczęły się jako inicjatywy na rzecz ratowania żywności i łagodzenia trudnej sytuacji ludzi, ale obecnie przeobraziły się w jedno z obliczy ubóstwa. Albo – jak ujmuje to w rozmowie z DW przewodniczący ich federacji Jochen Brühl – „w sejsmograf sytuacji i przemian społecznych”. Gdy w 1993 roku otwarto pierwszy bank żywności, ubóstwo nie było jego zdaniem jeszcze istotnym tematem społecznym. Utrzymywano, że ubóstwa nie ma, a ten, kto chce pracować, pracuje.

– Na przestrzeni 30 lat zaszły pod tym względem na szczęście ogromne zmiany – mówi Sabine Werth. – Z pewnością nie ma już żadnej partii ani frakcji i w ogóle nikogo na scenie politycznej, kto by twierdził, że w Niemczech nie ma ubóstwa.

Jochen Brühl dodaje zaś: „To zasługa banków żywności, choć nie tylko ich, że dzięki temu, iż taki bank istnieje w prawie każdym mieście, problem stał się widoczny”.

Paul Hüsson, szef Tafel Eitorf
Kierowany przez Paula Hüssona bank żywności w Eitorf pomaga blisko 600 osobomZdjęcie: Lisa Hänel/DW

„Jedzenie to sprawa polityczna”

Bardzo szybko można się o tym przekonać, odwiedzając jeden z wielu banków żywności w Niemczech. W Eitorf, małej miejscowości niedaleko od Bonn, oprowadza po nim Paul Hüsson. Kieruje bankiem, w którym pracuje 56 wolontariuszy.

Z wyczuwalną dumą prowadzi na dziedziniec, gdzie zawsze w poniedziałki i wtorki wydaje się żywność, i otwiera niewielki magazyn, w którym piętrzą się opakowania makaronu i mąki oraz puszki z warzywami. Nie mija wiele czasu, zanim także Paul Hüsson poruszy wątki polityczne. Jego zdaniem zasiłki socjalne są niewystarczające, a uniwersalny bilet za 9 euro, który obowiązywał latem, był błogosławieństwem dla osób potrzebujących.

Banki żywności ustawicznie włączają się do debat społeczno-politycznych, najzupełniej świadomie. – Jeśli poważnie zajmujemy się tą tematyką, automatycznie angażujemy się politycznie – mówi Jochen Brühl.

– Nie chodzi o politykę partyjną. Ale oddziałujemy na płaszczyźnie społeczno-politycznej, ponieważ w ten sposób dajemy społeczeństwu możliwość spojrzenia w lustro i pokazujemy, co w niektórych miejscach ewidentnie nie działa, tak jak powinno.

Albo jak lakonicznie ujmuje to napis na drzwiach do berlińskiego banku żywności u Sabine Werth: „Jedzenie to sprawa polityczna”.

„Jedzenie to sprawa polityczna”: napis na drzwiach berlińskiego banku żywności
„Jedzenie to sprawa polityczna”: napis na drzwiach berlińskiego banku żywnościZdjęcie: Berliner Tafel

Szybko zrozumiał to również Paul Hüsson w Eitorf. Mówi, że gdy jakieś sześć lat temu zaczął się angażować w banku żywności, kierownik innej takiej placówki powiedział mu: „Praca w banku żywności to znacznie więcej niż przesuwanie główki sałaty z jednej strony stołu na drugą”.

I jeśli przysłuchać się Paulowi Hüssonowi, okaże się, dlaczego; opisuje kooperacje realizowane w Eitorf z organizacjami młodzieżowymi, projekty fundowania tornistrów dla dzieci, naukę gotowania. Opowiada, że najpierw sam musiał się nauczyć, jak wiele wymiarów ma ubóstwo. Obecnie połowa klientów i klientek jego banku to dzieci.

– To odczuwa się naprawdę głęboko – mówi, wskazując delikatnie na swoje serce.

Dystans do państwa

Banki żywności od samego początku są przedmiotem krytyki. Twierdzi się, że są manifestacją ubóstwa, że za bardzo ułatwiają zadanie państwu i osobom potrzebującym. Z rozmów z praktykami i osobami odpowiedzialnymi za banki żywności wypływa jednak wyraźny wniosek: ich pracownicy zdecydowanie nie chcą być utożsamiani z państwowym systemem opieki społecznej.

Podkreślają, że to niewłaściwe, gdy urzędy pomocy społecznej odsyłają do banków żywności ludzi, którzy uważają ich miesięczne zasiłki za niewystarczające. – Mamy coraz bardziej do czynienia z taką sytuacją, że niektórzy wpychają nas do naszego systemu opieki społecznej. Tego jednak nie chcemy i stanowczo się przed tym bronimy – mówi Jochen Brühl.

W Berlinie zaś, jak wynika ze słów Sabine Werth, bank żywności z tego powodu zdecydowanie odmawia przyjęcia pomocy finansowej państwa, żeby zachować niezależność.

Pełne półki w banku żywności w Eitorf
Pełne półki w banku żywności w EitorfZdjęcie: Lisa Hänel/DW

Jak będą wyglądały banki żywności za 30 lat?

Minione trzy lata były wielkim wyzwaniem dla banków żywności. Inflacja, wojna w Ukrainie i pandemia koronawirusa przyniosły znaczne zwiększenie obciążenia. Potrzebujących jest więcej o ok. 50 procent. Wiele banków dochodzi do granic swoich możliwości – opisuje sytuację Jochen Brühl. A jednak będą działać dalej. Po 30 latach banki żywności patrzą wstecz na swoją ewolucję od pierwszej placówki w Berlinie do setek kolejnych w całych Niemczech, aspirujących do odgrywania pewnej roli społeczno-politycznej.

Sabine Werth, pytana o jej wizję banków w nadchodzących 30 latach, macha ręką. – Nigdy nie myślałam w tych kategoriach. 30 lat temu nie myślałam, że będziemy tu, gdzie dziś jesteśmy. Praca w banku żywności przynosi niespodziankę za niespodzianką, codziennie na nowo”.

Jochen Brühl jest pewien: „Myślę, że w razie potrzeby banki żywności zawsze wymyślą się na nowo”. Jego zdaniem to bank zawsze reaguje na społeczeństwo, nie odwrotnie.

Paul Hönnes w Eitorf ma bardzo praktyczne zmartwienia: właśnie stara się o nową siedzibę, gdyż obecna powoli staje się za ciasna. W tej chwili wygląda na to, że banki żywności potrzebne będą jeszcze za 30 lat, także w na dobrą sprawę zamożnych Niemczech.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>